Dwumiesięczne terminy odpowiedzi, zasłanianie się ustawą o ochronie danych osobowych, zaczernianie nieuzasadnionych informacji na dokumentach, twierdzenie, że dana informacja nie jest informacją publiczną, brak odpowiedzi – to przypadki, z którymi najczęściej się spotykam w mojej działalności.
Prawo do informacji jest prawem człowieka. Podobnie jak prawo do życia czy sprawiedliwego sądu. Należy się każdemu człowiekowi. Jest niezbędne do zachowania kontroli przez obywateli nad demokratyczną władzą. Dzięki niemu, możemy wiedzieć na co są wydawane nasze (publiczne) pieniądze.
Zagwarantowanie prawne, że informację otrzymuje każdy i bezzwłocznie miało więc swoje uzasadnienie. Jednak z mojego doświadczenia z dostępem do informacji nie jest tak kolorowo, jakby się to mogło wydawać. Część wniosków pozostaje bez odpowiedzi, niektórych informacji nie udaje się otrzymać. Odpowiedzi są wymijające, niekonkretne. Nie mówiąc już o bezzwłocznym udostępnianiu – tu 14 dniowy termin niestety jest regułą. I niestety – są tu równi i równiejsi – niektórzy urzędnicy uzależniają termin realizacji wniosku od tego, kto go składa.
W niektórych urzędach nie ma problemu – na mailowy wniosek otrzymuję w terminie zeskanowane dokumenty. W innych wniosków e-mailowych się nie rozpatruje. Ale są też i takie, które nie odpowiadają na wnioski pisemne. W takiej sytuacji trzeba składać skargę na bezczynność do wojewódzkiego sądu administracyjnego. W efekcie działanie robi się bardziej skomplikowane i mniej dostępne dla „przeciętnego” obywatela i „przeciętnej” obywatelki.
Ostatnio coraz częściej się spotykam, nieudostępnianiem informacji ze względu na ustawę o ochronie danych osobowych. Trzeba jednak mieć świadomość, że współpracując z jednostkami, które obracają publicznymi pieniędzmi musimy się liczyć z mniejszą ochroną prywatności. Kupując działkę od gminy nie ukryjemy wartości transakcji. Składając kosztorysy w przetargu nie zastrzeżemy zaproponowanych cen. Wnioskując o umorzenie podatku od nieruchomości będziemy na liście osób, którym umorzenie zostało udzielone. Głośna jest ostatnio sprawa warszawskiego Ratusza, który mimo prawomocnego wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie nadal nie chce podać z kim w 2009 roku zawierał umowy-zlecenia.
Władze muszą się liczyć, że w każdej sytuacji utrudniania dostępu do informacji pozostawiają cień wątpliwości, dlaczego tak się dzieje? Czy jest coś do ukrycia, o czym lepiej żeby obywatele nie wiedzieli? Takie działanie na pewno ni buduje zaufania do urzędów…
- Maciej Puławski
- http://stacja-tluszcz.pl